piątek, 25 września 2015

Caramello, moje słodkie maleństwo

Ostatnio wybrałam się na spotkanie z przyjaciółką o pięknym imieniu Inez. W jednej z moich ulubionych restauracji włoskich pochłonęłyśmy pizzę, a następnie zaszalałyśmy deserowo w cukierni. Inez zamówiła białą czekoladę z torcikiem wedlowskim, a ja białą z malinami. Objadłyśmy się za wszechczasy i zrobiło nam się błogo i przyjemnie. Po tym łasuchowaniu  postanowiłyśmy spędzić trochę czasu u mojej przyjaciółki.

Czekał na nas Goździk, czyli przeuroczy kot syjamski. Jest bardzo przywiązany do swojej pani i ucieszył się z jej powrotu. Inez opowiedziała mi jak wiele Goździk zmienił w jej życiu. Opowiadała, jak samotnie czuła się kiedy jej narzeczony wyjeżdżał, a w domu zrobiło się przerażająco pusto. Obecność kotka wypełniła tę pustkę. Dowiedziałam się, jak  cudownie jest, kiedy malec przychodzi z rana i się przytula, jak kojąco działa na stres i wszelkie nieprzyjemne stany emocjonalne. W czasie opowieści udało mi się zaobserwować kilka małych dzikich kotków za oknem i nagle Inez zapytała, czy nie chciałabym jednego z nich zabrać ze sobą. Początkowo byłam zaskoczona, jednak szybko wątpliwości minęły i postanowiłam przygarnąć malucha.

Samo złapanie kota nie było proste. Dzikie zwierzęta z zasady unikają bliskiego kontaktu z ludźmi. Mój maluszek ukrywał się pod stertą desek i dopiero po dłuższym czasie udało mi się go do siebie zwabić. Zanim zabrałam go do siebie, postanowiłam go zabrać do weterynarza. Tam kociak został odpchlony i odrobaczony. Oczywiście nie był z tego zbytnio zadowolony, ale powoli dochodzi z powrotem do siebie. Pierwsze kilka dni siedział pod kanapą i nic nie chciał jeść. Po jakimś czasie zaczął się jednak coraz bardziej do mnie przekonywać. Caramello, bo tak nazwałam mojego słodziaka, zaczął się ze mną bawić, je już normalnie i wskakuje mi na ręce. Najbardziej uwielbia być głaskanym, a ja kocham się do niego przytulać. Przyznaję, że cudownie jest wracać do domu i wiedzieć, że zawsze ktoś na mnie czeka. Brakowało mi tego od dłuższego czasu. Zwierzęta są doskonałymi terapeutami.J Za kilka zabawek, czystą kuwetę i miskę jedzenia oddają człowiekowi nieproporcjonalnie dużo miłości i ciepła. Dziękuję Ci Inezko, że mnie namówiłaś. J

środa, 16 września 2015

Smażone kwiatki cukinii

Wielokrotnie wspominałam Wam już, że uwielbiam jeść. Bywały momenty kiedy przez długi czas nie mogłam jeść ulubionych posiłków i to właśnie wtedy odkryłam, że jedzenie jest jednym z najważniejszych elementów mojego życia. We Włoszech przekonałam się, że nie ja jedna mam takie podejście do posiłków. :) 

Chciałam się z Wami podzielić jedną z moich ulubionych potraw. Jest bardzo prosta w przygotowaniu, ale wyjątkowa w smaku. :) Nie wiem, czy wiedzieliście o tym, że kwiatki cukinii można jeść. Są bardzo aromatyczne i delikatne. To właśnie ich używam do przygotowania tego wyjątkowego dania.

Składniki:

  • serek do smarowania o dowolnym smaku
  • bułka tarta
  • jajko
  • kwiaty cukinii (zazwyczaj kupuję je na targu)
Sposób przygotowania:

Delikatnie rozchylamy płatki cukinii, nadziewamy kwiaty serkiem, a następnie je zaklejamy.Na głębokim talerzu rozbijamy jajko, które roztrzepujemy widelcem. Na drugi talerz wysypujemy bułkę tartą. Kwiaty moczymy po kolei w jajku, potem obtaczamy w bułce tartej. Tak przygotowane kwiatuszki smażymy na małym ogniu. Potrzebują one zaledwie kilku minut i najlepiej smakują przygotowane na maśle. Po lekkim zarumienieniu, przewracamy je na drugą stronę. Mam nadzieję, że będzie Wam smakowało! :) 


Smacznego :)

piątek, 11 września 2015

Emocje

Czasem ludzie mówią mi: „Ile Ty przeszłaś! Jak Ty dajesz radę?” Tak naprawdę nie okazuję za bardzo emocji. Tylko ludzie, którzy znają mnie od dziecka wiedzą, że moje życie nigdy nie było łatwe, a choroba jest tylko jedną z przeciwności losu. Radzę sobie dość dobrze, ale ten proces ciągle trwa. Momentami potrafi mi być naprawdę ciężko, zdarza się wylać morze łez. Zawsze staram się jednak pamiętać o tym, że po deszczu wychodzi słońce.


Jestem osobą wrażliwą, ale posiadam również bardzo silny charakter. Towarzyszące mi emocje najprościej jest mi wyrażać poprzez sztukę. To właśnie w wierszach czy rysunkach znajdują ujście. Z czasem znajduję coraz to nowsze twórcze zajęcia, które pozwalają mi uporać się z kłębiącymi się myślami. Po jednej kreatywnej sesji odnajduję spokój i przez jakiś czas znowu jest mi łatwiej żyć.

Czuję się jak motyl, który stopniowo wydostaje się z kokonu. Skrzydła motyla są słabe, ale mimo wszytko nie stracił on swojego piękna. Teraz musi nauczyć się latać, pokonać wszystkie przeciwności. Ta metafora motyla odzwierciedla moje samopoczucie. J Jest w niej zawarty przekaz, który w pełni rozumiem prawdopodobnie tylko ja i kilka bliskich mi osób. Dziś frunę górą, a kiedy opadam trochę w dół, towarzystwo innych motyli pozwala mi wrócić na właściwy szlak. Jestem pewna, że kiedyś to ja będę mogła wskazywać właściwą drogę innym. A jak już staną się silne, będziemy fruwać razem!

niedziela, 6 września 2015

Podróż dla oczu i serca

Jak wiecie, mam wiele sposobów na wyciszanie się, kiedyś opowiadałam Wam o jodze, na którą staram się chodzić systematycznie. Dzisiaj postanowiłam podzielić się z Wami inną możliwością na ukojenie moich nerwów –  podróżowaniem po Polsce.
 
Kiedy jadę przez Polskę, patrzę w okno i podziwiam piękne pejzaże, wszystkie negatywne myśli znikają, a ja w pełni mogę oddać się danej chwili. Czuję wewnętrzny spokój, ponieważ przyroda działa na mnie kojąco. Obraz za oknem zmienia się jak w kalejdoskopie, a ja odnoszę wrażenie jakby ktoś kręcił film o moim życiu.


Podróżując zawsze staram się siedzieć w kierunku jazdy. Moje oczy skupiają się wtedy na nadchodzących widokach, a ja pozostawiam wszystkie moje problemy za sobą. Jadę przed siebie, by przeżyć nowe przygody i zdobyć nowe doświadczenia. W dzisiejszych czasach podróżowanie po Polsce stało się naprawdę przyjemne. Dzięki nowej autostradzie podróż trwa zaledwie kilka chwil. Komfortowo jedzie się też pendolino, które jest szybkie, a zarazem bardzo ciche.

Obecnie często kursuję pomiędzy Warszawą a Trójmiastem. Sopot jest moim miastem rodzinnym i wracam tam dość często ze względu na różne obowiązki. Warszawa jest zaś miejscem, które znam od dzieciństwa i sama wybrałam je do życia. Pomieszkuję na zmianę w obu miastach już od kilku lat. Przyszłość pokaże, czy kiedyś zdecyduję się na jeden dom. Póki co czerpię z tego podróżowania dużą radość.

Trasę pomiędzy Warszawą a Sopotem pokonuję na zmianę – pociągiem lub autem. W samochodzie przeważnie zajmuję miejsce pasażera, dzięki temu nadal w skupieniu mogę oglądać piękną Polskę. W tle zawsze towarzyszy mi relaksująca muzyka.

Stomicy powinni pamiętać jednak o odpowiednim przygotowaniu się do podróży. Osobiście zawsze biorę ze sobą torbę z zapasowym sprzętem stomijnym. Nigdy nie wiadomo, kiedy zdarzy się coś nieprzewidzianego np. awaria pociągu lub auta. J Dodatkowe worki stomijne i reszta akcesoriów do pielęgnacji stomii spokojnie mieszczą się w kosmetyczce, a ja mogę w tym czasie w pełni komfortowo cieszyć się podróżą.

A Wy w jaki sposób najchętniej przemieszczacie się po Polsce? Czy podróżowanie po niej jest dla Was równie relaksujące co dla mnie? J


czwartek, 3 września 2015

Burzliwe niespodzianki lata

Lato to  pora roku, która kojarzy mi się z wakacjami, dużą ilością słońca i wolnego czasu. Jest to dla mnie wyjątkowo przyjemny okres, szczególnie że obchodzę wtedy urodziny. Moim znakiem zodiaku jest rak. Zodiakalne raki są silnie powiązane z wodą oraz są miłośnikami słoneczka, tak jak ja. J

Okres letni to jednak nie tylko słońce. Najbardziej niepokojącym, nieprzewidywalnym, ale zarazem intrygującym zjawiskiem jest dla mnie burza. Jako dziecko bałam się jej głównie przez historie o ludziach, którzy zginęli od uderzenia piorunem. Szczególnie dużo mówiło się o tym na wsi, gdzie przebywałam w okresie dzieciństwa dość często.

Babcia opowiadała mi kiedyś historię o jej domie, który spalił się przez burzę. Ledwo udało się wtedy odratować jej córkę, czyli moją mamę. Nasza kurpiowska chata, która w wakacje była celem moich licznych rodzinnych wypadów na wieś, skonstruowana była z drewna, co potęgowało moje poczucie paniki podczas burzy. Jedyną rzeczą, która w tym czasie mnie uspokajała, była świadomość, że na dachu jest zainstalowany piorunochron. Mimo to od dziecka wiedziałam, że burze są zjawiskami niebezpiecznym, a w trakcie ich trwania należy przestrzegać pewnych zasad – np. wyłączać urządzenia elektroniczne i schronić się w odpowiednim miejscu.

W starożytności i średniowieczu burze były interpretowane jako zjawiska nadprzyrodzone, niekiedy jako zemsta Bogów za nieposłuszeństwo ludzi. Dopiero od 1752 wiadomo czym wyładowania atmosferyczne tak naprawdę są. Odkrycia dokonał Benjamin Franklin, który narażając własne życie, wypuścił podczas burzy skonstruowany z jedwabnych chusteczek latawiec, na którym zawiesił klucz. Kiedy  zbliżył do niego rękę, ukazały się iskry. Od tego momentu wiedziano, że zjawisko związane jest z ładunkiem elektrycznym. Pomimo niebezpieczeństwa fascynacja wyładowaniami atmosferycznymi zawsze była duża.


Jakiś czas temu oglądałam program o  łowcach burz, czyli pasjonatach, którzy śledzą, dokumentują i ostrzegają innych ludzi przed tymi nadzwyczajnymi zjawiskami. Osobiście również bardzo się nimi zainteresowałam. Rozładowania atmosferyczne są wyjątkowo spektakularnymi widowiskami. Emocje, które wywołują, są nie do opisania, a ciekawość i doszukiwanie się tego w jaki sposób działa otaczający nas świat pozwala zapomnieć o różnych problemach, m. in. zdrowotnych. Jednak samo szukanie burz nie ma dużego sensu, zazwyczaj to one zaskakują nas w najmniej oczekiwanych momentach. J

Ostatnio, kiedy spacerowałam po Warszawie zaskoczył mnie deszcz – zupełne „oberwanie chmury”. Zrozumiałam wtedy, że oprócz zapasowego worka stomijnego, w torebce warto mieć pod ręką wygodne buty na zmianę i parasolkę. J  Was z pewnością także nie jeden raz zaskoczyła burza czy deszcz. Może macie w związku z tym jakieś ciekawe historie do opowiedzenia? Zachęcam do podzielenia się swoimi burzowo-deszczowymi przygodami w komentarzach.