Jedną z
moich ulubionych aktywności jest chodzenie po górach. Uwielbiam obcowanie z
przyrodą. Najwspanialszym powodem do wycieczki w góry jest dla mnie trekking.
Ostatnio będąc w Malezji na wyspie Borneo zafundowałam sobie taki dynamiczny
spacer.
Wiedziałam,
że będzie ciężko bo naszym przewodnikiem był Niemiec, zapalony trekkingowiec,
który nigdy nie odpuszcza. Żadna tam wycieczka dla grzecznych panienek czy
piknik. Byłyśmy gotowe na krew, pot i łzy. I tak było... no prawie :) Plan ponad jedenastokilometrowej trasy był precyzyjnie
opracowany, abyśmy przed zachodem słońca dotarli do celu.
Wyspa
słynie z przepięknych parków, a deszczowy las powoduje, że powietrze jest
nieskazitelne. Duża część trasy wiodła pod górę, ale wbrew pozorom podejścia były
mniej męczące niż krótkie zejścia. Widoki i napotykane po drodze zwierzęta
rekompensowały nam narastające zmęczenie. Bo jak nie ucieszać się z widoku
pięknego przezroczystego pająka?
Razem z
nowo poznaną koleżanką dzielnie dreptałyśmy za naszym Cicerone. Myślałam, że
padnę, ale nie dałam za wygraną i dotrwałam do końca. Po wszystkim mogłam
wyżymać moją koszulkę (wypiłam po drodze CZTERY litry wody!) i naprawdę
dogłębnie odczułam znaczenie słów „dotlenić się” – każda moja komórka dostała potężną
porcję tlenu, czułam jak nowo narodzona.
Finałem naszej
wycieczki była orzeźwiająca kąpiel w przepięknym wodospadzie. To było nam
baaardzo potrzebne :)
To był
jeden z wielu pięknych dni.
W Polsce
uwielbiam przemierzać Dolinę Białego Kościeliska, a bliżej domu sporo chadzamy po
tak zwanej ścieżce zdrowia, gdzie są drabinki i inne przyrządy do ćwiczeń.
Każdy z nas
ma swoje granice wysiłku, ale porządny spacer w spokojnej okolicy – po parku,
lesie, górach, gdziekolwiek – wspaniale dotlenia i poprawia samopoczucie, co
powoduje że umysł i ciało lepiej pracują.
Każdy dzień
jest dla mnie radością, nawet jeśli nie jest łatwy albo do końca przyjemy, bo to
znaczy, że żyję. No dobra, dzień w łóżku na doładowanie baterii jest też
wskazany od czasu do czasu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz