Jaki to piękny i drażliwy temat jednocześnie, bo jak ze wszystkim i tu są dwie strony medalu. Relacje w rodzinie bywają trudne, ale przy odrobinie dobrej woli i starań mogą jej poprawić. Hm, to chyba jeden z trudniejszym tematów, którymi się z Wami dzielę. Muszę przyznać, że wiele przeszłam i włożyłam mnóstwo energii by wszystko sobie poukładać. Zajęło mi to sporo czasu i nadal nad tym pracuję. Postanowiłam poukładać wszystkie sprawy z rodziną, zanim założę własną. Jak było u mnie?
Nie rozmawialiśmy otwarcie, temat
emocji nie był poruszany. W efekcie raniliśmy się wzajemnie. Kiedy moja siostra
rozpoczęła terapię zaczęła głośno mówić o problemach i oczekiwała ode mnie
wsparcia. A ja czułam się jakbym była między młotem a kowadłem, bo część rodziny
prosiła mnie bym uciszyła jej emocje zaprzeczając wszystkiemu. Zostałam
wciągnięta w sam środek konfliktów,
jakieś konfrontacje, przesłuchania. Chcąc wszystko naprawić stałam się swego
rodzaju mediatorem między zwaśnionymi stronami, a jak wiecie ten po środku
zawsze obrywa najbardziej. Kulminacja przyszła wraz z zaostrzającym się
konfliktem między rodzicami. Opadłam z sił. Bardzo przez to ucierpiały moje
relacje z najbliższymi. Jak miałam rozwijać się i bezpiecznie wchodzić w życie,
gdy z każdej strony wyzierały problemy i nikt z nikim nie komunikował się jak
trzeba, wszędzie coś zgrzytało, powietrze iskrzyło od napięć. W końcu i ja
poszłam w ślady siostry i rozpoczęłam terapię.
Być może nie zrobiłabym tego
gdyby nie informacja od jednego z lekarzy, że moje problemy ze zdrowiem mogą
mieć przyczynę w nadmiernej ilości stresu i problemach rodzinnych. To pchnęło
mnie też w końcu w stronę psychologii. Ciągle chcę zrozumieć dlaczego pewne
rzeczy przebiegały tak, a nie inaczej, chcę uniknąć podobnych błędów w przyszłości.
Moja terapia trwała, odchodzili moi bliscy, ciągle wyłaziły na wierzch sprawy
niezałatwione w przeszłości. Ile można znieść punktów krytycznych? Wyjechałam.
Było zbyt dużo silnych emocji wokół, moja mama była w rozsypce i potrzebowała
wsparcia, a ja nie miałam nawet siły żeby poradzić sobie sama ze sobą. Wracałam
do Polski na chwilę i powoli składałam wszystkie elementy do kupy. To była
mozolna praca, równie ciężka do fizyczny wysiłek, ale skoro wcześniej nie
mówiło się o problemach to teraz urosły do rozmiaru góry lodowej, a każdy odpadający
fragment zadawał bolesne ciosy i zabierał z trudem pozyskaną energię. Czułam
się tu wycieńczona. Pierwsze tygodnie nowej podróży to zawsze czas na
regenerację i wylizanie się z ran.
Nie wiem co będzie dalej, ale sporo mamy już za sobą. Kochamy się bardzo mocno, moja
mama, moja siostra i jej dwie córki. Wcześniej zadawałyśmy sobie sporo
cierpienia, które narastało. Dobrze, że to ciśnienie zostało uwolnione w
kontrolowany sposób, bo kiedy zaczęłyśmy wyrzucać z siebie wszystkie skrywane
emocje było gorąco. Nasza więź była silniejsza niż stare żale i łatwiej było
nam ułożyć relacje we właściwy sposób. Nie będę ukrywać, to ciężka praca, ale
to też jedyna droga do uzyskania emocjonalnego spokoju. W tych trudnych chwilach
ustanawiania właściwego porządku korzystałyśmy z różnych źródeł wsparcia. Ja
będąc za granicą zatrzymywałam się u rodzin zastępczych.
Dziś
wiem jak ważna jest komunikacja oraz otwarte rozmowy o uczuciach. To doświadczenie
mnie kosztowało fizycznie i psychicznie. Teraz już wiem, że problemów nie można
chować, trzeba je rozwiązywać i o wszystkim mówić wprost. Często odkładamy
trudne rozmowy, uciekamy od kłopotów i kumulujemy w sobie negatywne emocje, a
to nas powoli niszczy od środka.
Kochajmy się, bo życie jest za krótkie żeby odkładać to na potem. Mierzmy się z naszymi lękami, inaczej to czego się obawiamy ciągnie się za nami i zatruwa myśli, odbierając radość życia i kolejne pokolenia dostają niemiłą niespodziankę dziedziczenia rodzinnych problemów.
Kochajmy się, bo życie jest za krótkie żeby odkładać to na potem. Mierzmy się z naszymi lękami, inaczej to czego się obawiamy ciągnie się za nami i zatruwa myśli, odbierając radość życia i kolejne pokolenia dostają niemiłą niespodziankę dziedziczenia rodzinnych problemów.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń