Od wielu lat zajmuję się
projektowaniem wnętrz. W ostatnich dwóch latach więcej uwagi poświęcałam
rodzinie niż pracy, bo odchodziły bardzo mi bliskie osoby i musiałam
przemeblować własne życie i poukładać wszystko w nowej rzeczywistości.
Bywałam wtedy w Polsce, a ten
krótki czas był zawsze bardzo intensywny, bo wypełniony pracą i remontami. W
niektórych miejscach było łatwiej, w gdzie indziej nie brakowało niespodzianek
jak zalanie, waląca się ściana działowa w starym domu. Ciągle musiałam stawiać
czoła wyzwaniom. W ostatnim etapie projektowania miałam do przygotowania plan
całego mieszkania poza zmianą kuchni i łazienek. Miałam na to trzy tygodnie, a
w rzeczywistości dwa, bo pierwszy tydzień przeznaczony na realizację projektu
spędziłam w gorączce i z katarem. To było wyzwanie - każdy mebel był z innej
bajki! Postanowiłam, że część z nich zostanie, kilka rzeczy dokupiłam w sklepie
z używanymi meblami i wszystko pomalowałam na ten sam kolor, żeby ujednolicić i
trochę okiełznać ten szalony eklektyzm. Do jednej z sypialń i do salonu trafił
nowy komplet mebli. Przy okazji musiałam też zlecić wyminę wykładzin we
wszystkich pomieszczeniach. Ze względu na panującą na Florydzie wilgoć (bo tam
właśnie był obiekt moich przeróbek) oraz niedawny huragan podłoga nie nadawała
się do niczego. Ta zmiana była niezbędna. Musiałam też zapanować nad tarasem
gdzie wzorzysta kanapa gryzła się z resztą mebli. Odmalowanie krzeseł i narzuta
rozwiązały ten problem. Czas mijał bardzo szybko, a ja jeszcze bawiłam się z
oczyszczaniem wanny, montażem karniszy, mocowaniem rolet. Po całym dniu walki
ze śrubkami i wiertarką odpadała mi ręka. A gdzie czas na ogarnięcie nieoczekiwanych
sytuacji czy na wynoszenie gruzu albo pozbywanie się zbędnych mebli. To był pracochłonny
projekt i mega wyzwanie. Kiedy wyjeżdżałam nie było widać końca prac. Na
szczęście udało mi się znaleźć wspaniałą osobę do regularnego doglądania placu
boju i sprzątania na bieżąco. Przed wyjazdem zapakowałam wszystkie nowe i
odświeżone elementy wystroju, precyzyjnie oznaczając pomieszczenie, do którego
mają trafić oraz ich ustawienie. Po skończeniu podłóg można było wszystko
ustawić, a dzięki wytycznym, które zostawiłam wszystko poszło jak z płatka.
Moja pasja do urządzanie wnętrz jest niewyczerpana. Teraz
pracuję dla rodziny, ale kiedy dokończę wszystkie sprawy wracam na pełnych
obrotach do moich projektów i działań z Fundacją. Bo pasja to jedno, a misja
drugie. Moje kursy jogi, uzdrawiania energią, wykorzystania medycyny
alternatywnej oraz podróże po wiedzę i studia psychologiczne chcę zadedykować
Wam. Niebawem Nowy Rok i nowe wyzwania. Teraz jestem na Bali, gdzie pracuję
zdalnie. Po skończeniu wszystkich spraw rodzinnych biorę głęboki oddech i
kończę książkę, przede mną ostatni rozdział.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz