Czasem mam takie dni, gdy wracają do mnie
traumatyczne obrazy. Mam wrażenie, że na nowo muszę się zmierzyć z tamtymi
trudnymi chwilami. Przed oczyma mi staje moment wybudzenia się po pierwszej
operacji. Kiedy po kilku dniach wybudziłam się ze śpiączki na oddziale
intensywnej terapii zobaczyłam moją mamę i ciocię. Ciocia była od zawsze w moim
życiu. Jej uczucia do mnie odczuwałam jak matczyne, bo sama nie miała dzieci
choć ich pragnęła. Ja stałam się jej przyszywanym dzieckiem. W każdym momencie
starała się nieść mi wsparcie. Kiedy przeszłam operację wyłonienia stomii,
ciocia przez miesiąc chodziła z workiem przyklejonym do brzucha. Chciała w ten
sposób dodać mi otuchy. Wszystko, co robiła, robiła z miłości do mnie. Modliła
się o moje zdrowie. Była cudowna. Miłość jest magicznym uczuciem, ale życie to
nie tylko słodkie chwile, to też smutek i ból.
Potem sama ciężko się
rozchorowała i dzieliłyśmy trudy choroby. Ona miała problemy z kręgosłupem, ja
z przewodem pokarmowym. Potem nam obu doszły kolejne dolegliwości - jej z
przewodem pokarmowym, mi z kręgosłupem. Jej także wycięto fragment jelit, chociaż
obyło się bez stomii. Moja ciocia jest dziś już po drugiej stronie, ale nadal
mam poczucie, że nasza silna więź trwa. Czuję ją przy sobie, dodaje mi sił i
chroni.
Pamiętam ją jako osobę energiczną i
uśmiechniętą. Choć i ją dopadła choroba, to nie sprawiło, że przysłoniła jej
życie i zastąpiła jej dotychczasowe ja. Choroba była dla niej częścią życia,
dla mnie też. Łatwiej nam się było dogadać bo rozumiałyśmy się lepiej dzięki
wspólnemu doświadczeniu choroby, ale na pierwszym miejscu zawsze byłyśmy my a
nie ułomność ciała. A moja ciocia była świetna po prostu. Energia rozpierała ją
i zawsze gotowa była do działania. Urodzony społecznik. Już w szkole była
kochana przez przyjaciół. Chciałabym nieść Wam porównywalne wsparcie, jakie
dostałam od niej.
Jestem z Wami i dla Was i służę pomocą. Pamiętajcie –
choroba, to tylko dodatek do nas, to nie nasza tożsamość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz