Mój wypad do stolicy Tajwanu był dość
spontaniczną przygodą, ale miasto zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Nie wiem czy spowodowane było to samym miejscem, czy fascynującymi ludźmi, z
którymi tam byłam. Samo miasto jest bardzo zielone, a ulice stanowczo mniej zatłoczone niż te,
które pamiętam z Hongkongu. Duże wrażenie zrobiły na mnie gorące źródła. W
trakcie pobytu na Tajwanie pozwoliłam sobie na odrobinę luksusu :) tzn. wypoczynek w hotelu, w którym do
pięknej, kamiennej wanny miałam bezpośrednio podłączoną wodę termalną. Muszę
przyznać, że całość robiła dość romantyczne wrażenie, a cena była naprawdę
niespotykanie niska jak na tak wspaniałe warunki.Na Tajwanie miałam okazję podziwiać między
innymi przepiękne widoki w wieży widokowej, nazywanej „wieżą kochanków”. Przezroczysty
obiekt, którym niczym winda pnie się do góry i kręci wokół własnej osi,
kształtem przypomina ufo J Z góry widać było słynny most oraz marinę. Oprócz mnie i
osoby, z którą tam byłam, dookoła nie było żywej duszy. Na moście, który widać
było z samej góry, stały psy, na które zwróciłam uwagę ponieważ jeden z nich
miał przymocowaną latarkę zmieniającą kolory. Wyglądało to dość komicznie. Obok
stał drugi pies, który pozował do zdjęć niczym gwiazda z Hollywood. Miał w
sobie tyle gracji i elegancji, że idealnie wkomponowywał się w tło. Po wizycie
na wieży.
Na Tajwanie poznałam osoby pochodzące z
różnych części świata, a wszystkich przywiódł ten sam powód – studia. Oczywiście,
nie mogło się obejść bez wspólnego obiadu :) Tym razem było dość klasycznie: zupa z
makaronem i chińskie pierożki. W Tajpej dobre było również indonezyjskie danie
Satay przyrządzane z piersi kurczaka. Jest to rodzaj grilowanego mięsa. Pomimo
egzotycznych przypraw, nie czułam jednak jakiegoś dyskomfortu, czy
niedogodności. Tak naprawdę w mieście zwiedziłam niewiele, ponieważ cały urok w
tej spontanicznej podróży skupił się na ludziach, których poznałam. Później
było dość oryginalnie. Poszliśmy ze znajomymi pograć w gry. Uwielbiam ten
rodzaj rozrywki. Zmierzyliśmy się w boksie, w którym oczywiście przegrałam.
Potem wirtualna przejażdżka na motorze, która zakończyła się dla mnie
zwycięstwem. Na koniec znajomemu udało się wyciągnąć dla mnie zabawkę z maszyny. Będzie ona
dla mnie pamiątką i czymś przywracającym wspomnienia o ludziach, których
poznałam w Tajpej oraz miejscach, które tam odwiedziłam.
Kolejny raz doświadczyłam sytuacji, kiedy to
ludzie widzą w moich oczach życiowe doświadczenie. Znów usłyszałam, że mam w nich
coś, co sprawia, że ludzie wiedzą, że przeżyłam wiele.
Doświadczyłam także ciekawego spotkania ze
Stefanem, który jeździ do Afryki na misję i pomaga dzieciom oraz modli się w
intencji potrzebujących. Widząc moje oczy, położył na mnie ręce i zaczął
modlitwę. Było to niezwykłe przeżycie. Niesamowite, że widać to w moich oczach.
Faktycznie, ostatnie lata dały mi naprawdę w kość, a podróż jest wspaniała
szansą na oczyszczenie umysłu oraz pogodzenie się ze śmiercią bliskich.