środa, 20 kwietnia 2016

Niespodzianki

Początki w Hong Kongu miałam dość trudne. Wszystko zaczęło się już w Polsce. Kilka dni przed wyjazdem poszłam rutynowo do apteki wybrać sprzęt stomijny. Nagle dostałam informacje, że po 17 latach sprzęt, którego używałam został wycofany z produkcji. Wpadłam w panikę, ale zostałam zapewniona, że nowy jest znacznie lepszy. Postanowiłam podjąć próbę i wypróbować go. Okazało się, że worek nie pasował do płytki. Zestresowałam się, bo każdą minutę przed wyjazdem miałam już zaplanowaną na remonty, których efektami niebawem się pochwalę. Nowe przestrzenie zostały oczywiście zaprojektowane przeze mnie. Wpadłam w płacz. Ta zmiana mnie przerosła. Mama wsadziła mnie do samochodu i pojechałyśmy do apteki, w której Pani farmaceutka przyniosła mi płytkę z flizeliny. Wybiegłam z apteki w histerii jak szalona 😬😬. Nigdy nie lubiłam płytek z tego tworzywa, bo najzwyczajniej mi nie służą. Pani z apteki, która jest niezwykle empatyczną i kochaną osobą, wybiegła za mną. Płakałam jak dziecko, postanowiła mnie przytulić. Uspokoiła mnie mówiąc, że w innej aptece są płytki, które mogą zdać egzamin. Nie miałam już na nic czasu. Dzielna mama rzuciła wszystkie swoje sprawy i pojechała za mnie. Tam dostała nowy rodzaj płytki. Następnego dnia wyjechałam samochodem do Warszawy. Już w podroży zaczęłam odczuwać dyskomfort.  Pierwsze, co zrobiłam po dotarciu do cioci, był prysznic. Lekko zdenerwowana, ale twardo do przodu. W nocy miała miejsce ta sama sytuacja. Odkleił mi się sprzęt. 

Kiedy wyruszyłam w podróż, w samolocie znów awaria. Zmieniałam płytki 5 razy. Coraz bardziej ogarniało mnie przerażenie i blokada w głowie, żeby nie jeść. Kiedy doleciałam do Hong Kongu był weekend. Puściły mi nerwy. Z lokatorem poszliśmy od razu na imprezę. Wypiłam na niej trochę szampana po czym puściły mi nerwy i rozpłakałam się w jego ramionach. Był dość przerażony całą sytuacją, ponieważ nie wiedział jak mi pomóc. Na dobrą sprawę w miarę czasu zbliżyło nas to do siebie, bo mój lokator łatwiej otworzył się przede mną, co powoduje, że lepiej nam się mieszka.

Po wewnętrznym spięciu i łzach wzięłam się w garść. Powiedziałam sobie ,,dość tego”, trzeba znaleźć rozwiązanie, a nie użalać się nad sobą. To jest najzwyczajniej do niczego niepotrzebne. W poniedziałek udałam się do głównej siedziby producenta sprzętu stomijnego i nie kryjąc łez poprosiłam pielęgniarkę o pomoc. Pielęgniarka, która się mną zajęła, wymierzyła mnie dokładnie, po czym powiedziała, że muszę zmienić rozmiar płytki, gdyż mam minimalne uwypuklenie na skórze dlatego ta płytka, którą mam nie będzie się trzymać. Pokazała wszystko dokładnie co i jak. Na szczęście mam ubezpieczenie, które pokrywa mi koszty za wszelkie wydatki związane z chorobą. 

Cała historia była dla mnie dość przerażająca, jednak znalazła szczęśliwe zakończenie. Znów przekonałam się, że nie ma sytuacji bez wyjścia i postawa pod tytułem ,,rozłożenie rąk” i załamywanie się tylko pogrąża człowieka w smutku i nie przynosi żadnych rozwiązań. Szkoda czasu na przedłużanie sobie stresu. Jeżeli jest problem, to jak najszybciej trzeba podjąć działania, a nie ciągle narzekać.


Kilka tygodni temu przeszłam również operację, ale mimo wszytko nie odwołałam wyjazdu. Musiałam tylko zrezygnować na jakiś czas  z jogi. Póki co wspinam się po wzgórzach.

Tak właśnie wygląda życie osoby z Crohnem i workiem. 

2 komentarze:

  1. Jaką operację przeszłaś? Teraz już sprzęt Ci pasuje i się nie odkleja? :) Pozdrawiam, Roksana :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Używasz sprzętu dwuczęściowego? nieodpuszczalnego? Jak często zmieniasz woreczki?

    OdpowiedzUsuń