Początki w Hong Kongu miałam dość
trudne. Wszystko zaczęło się już w Polsce. Kilka dni przed wyjazdem poszłam
rutynowo do apteki wybrać sprzęt stomijny. Nagle dostałam informacje, że po 17
latach sprzęt, którego używałam został wycofany z produkcji. Wpadłam w panikę,
ale zostałam zapewniona, że nowy jest znacznie lepszy. Postanowiłam podjąć
próbę i wypróbować go. Okazało się, że worek nie pasował do płytki.
Zestresowałam się, bo każdą minutę przed wyjazdem miałam już zaplanowaną na
remonty, których efektami niebawem się pochwalę. Nowe przestrzenie zostały
oczywiście zaprojektowane przeze mnie. Wpadłam w płacz. Ta zmiana mnie
przerosła. Mama wsadziła mnie do samochodu i pojechałyśmy do apteki, w której Pani farmaceutka przyniosła mi płytkę z
flizeliny. Wybiegłam z apteki w histerii jak szalona 😬😬. Nigdy nie lubiłam płytek z
tego tworzywa, bo najzwyczajniej mi nie służą. Pani z apteki, która jest niezwykle
empatyczną i kochaną osobą, wybiegła za mną. Płakałam jak dziecko, postanowiła
mnie przytulić. Uspokoiła mnie mówiąc, że w innej aptece są płytki, które mogą
zdać egzamin. Nie miałam już na nic czasu. Dzielna mama rzuciła wszystkie swoje
sprawy i pojechała za mnie. Tam dostała nowy rodzaj płytki. Następnego dnia
wyjechałam samochodem do Warszawy. Już w podroży zaczęłam odczuwać
dyskomfort. Pierwsze, co zrobiłam po
dotarciu do cioci, był prysznic. Lekko zdenerwowana, ale twardo do przodu. W nocy miała miejsce ta sama
sytuacja. Odkleił mi się sprzęt.
Kiedy wyruszyłam w podróż, w samolocie znów awaria. Zmieniałam płytki 5 razy. Coraz bardziej ogarniało
mnie przerażenie i blokada w głowie, żeby nie jeść. Kiedy doleciałam do Hong Kongu był weekend.
Puściły mi nerwy. Z lokatorem poszliśmy od razu na imprezę. Wypiłam na niej trochę szampana po
czym puściły mi nerwy i rozpłakałam się w jego ramionach. Był dość przerażony
całą sytuacją, ponieważ nie wiedział jak mi pomóc. Na dobrą sprawę w miarę
czasu zbliżyło nas to do siebie, bo mój lokator łatwiej otworzył się przede
mną, co powoduje, że lepiej nam się mieszka.
Po wewnętrznym spięciu i łzach
wzięłam się w garść. Powiedziałam sobie ,,dość tego”, trzeba znaleźć
rozwiązanie, a nie użalać się nad sobą. To jest najzwyczajniej do niczego
niepotrzebne. W poniedziałek udałam się do głównej siedziby producenta sprzętu stomijnego i
nie kryjąc łez poprosiłam pielęgniarkę o pomoc. Pielęgniarka, która się mną
zajęła, wymierzyła mnie dokładnie, po czym powiedziała, że muszę zmienić
rozmiar płytki, gdyż mam minimalne uwypuklenie na skórze dlatego ta płytka,
którą mam nie będzie się trzymać. Pokazała wszystko dokładnie co i
jak. Na szczęście mam ubezpieczenie, które pokrywa mi koszty za wszelkie
wydatki związane z chorobą.
Cała historia była dla mnie dość przerażająca,
jednak znalazła szczęśliwe zakończenie. Znów przekonałam się, że nie ma
sytuacji bez wyjścia i postawa pod tytułem ,,rozłożenie rąk” i załamywanie się
tylko pogrąża człowieka w smutku i nie przynosi żadnych rozwiązań. Szkoda czasu
na przedłużanie sobie stresu. Jeżeli jest problem, to jak najszybciej trzeba
podjąć działania, a nie ciągle narzekać.
Kilka tygodni temu przeszłam
również operację, ale mimo wszytko nie odwołałam wyjazdu. Musiałam tylko
zrezygnować na jakiś czas z jogi. Póki
co wspinam się po wzgórzach.
Tak właśnie wygląda życie osoby z Crohnem i workiem.
Tak właśnie wygląda życie osoby z Crohnem i workiem.
Jaką operację przeszłaś? Teraz już sprzęt Ci pasuje i się nie odkleja? :) Pozdrawiam, Roksana :)
OdpowiedzUsuńUżywasz sprzętu dwuczęściowego? nieodpuszczalnego? Jak często zmieniasz woreczki?
OdpowiedzUsuń