Hongkong jest miastem, które dzięki mojej przyjaciółce Erice, poznałam z trochę innej perspektywy niż ta oklepana turystyczna. Erica jest ogromnie dzielną kobietą, która zarządza sześcioma sklepami z bardzo ekskluzywną męską odzieżą. Poznałyśmy się w Nowym Jorku, gdzie dzięki podobnej wrażliwości emocjonalnej i „bliźniaczych” doświadczeniach, zżyłyśmy się ze sobą. Pomimo tego, że mieszkamy na różnych krańcach ziemi, można powiedzieć, że nasza przyjaźń jest zestawieniem bratnich sobie dusz.
Poprzednim razem kiedy byłam w Honkongu,
poznałam całą jej najbliższą rodzinę: tatę, mamę i rodzeństwo. Tym razem poznałam dziadków Erici, i pomimo tego, że moi
dziadkowie już nie żyje, czuję się jakbym znów ich miała, jednak tym razem w
wersji chińskiej J
Wystrój ich domu przypomina trochę PRL. Może go w pewnym stopniu porównać do mieszkania jednej z moich babć. Mieszkanie drugiej posiadało wyjątkowy klimat dzięki stylowym meblom. Można powiedzieć, że odnalazłam tam namiastkę tego, czym był dom mojej babci, jednak z dodatkiem wschodniego klimatu. Dom dziadków Erici jest zbudowany w tradycyjnym chińskim stylu. Bardzo ujęło mnie jego wnętrze, zainspirowane tradycją i kulturą wschodu.
U dziadków zjedliśmy tradycyjną chińską kolację. Podobnie jak moja babcia nie jedzą oni pizzy ani innych
współczesnych zachodnich wynalazków. Na pierwszym miejscu u moich babć zawsze
była tradycyjna kuchnia. Jedna uwielbiała kluseczki i kartofle, druga zaś
móżdżek. Tutaj też, na pierwszym miejscu jest kuchnia lokalna, dlatego czułam
się trochę jak w domu. Jadłam wspaniałą rybę przygotowaną na parze z warzywami,
kurczaka na parze z grzybami, zupę z jabłek i gruszki oraz lokalnych owoców. Na
deser było ciasto, i tak jak moim dziadkom na widok słodyczy „trzęsły im się
uszy”. W przerwie oglądaliśmy chiński
serial, z którego wprawdzie nie za wiele zrozumiałam, ale nie szkodzi ;)
Następnego dnia zjedliśmy wspólny
cudowny obiad w tradycyjnej stołówce „Tea house”. Było tradycyjnie, bez
większych udziwnień – pieczony gołąb i chińskie pierożki, które uwielbiam (moja
mama jest mistrzynią w przygotowywaniu ich), różnego rodzaju mięsa i ryż.
Następnie dziadkowie, ubrali się
bardzo elegancko i poszli do kościoła na modlitwę. Jest to dla nich tradycja i
rutyna. W przeciwieństwie do wnuczki, czyli mojej przyjaciółki są
chrześcijanami. Erica jest buddystą. Buddyzm w Chinach jest główną filozofią
życia. Cudownym jest dla mnie doświadczać zetknięcia z innymi kulturami.
Niebawem znów wybiorę się do nich na wspólny posiłek. Co ciekawe, do posiłków
nie spożywa się u nich alkoholu, lecz pije głównie herbatę.
Muszę przyznać, że chińska
kuchnia jest dość rozmaita i ma naprawdę wiele do zaoferowania. Ludzie tutaj są
uroczy i przemili. Mieszkańcy Honkongu są naprawdę serdeczni (przynajmniej Ci
których poznałam, bo jak wiadomo wszędzie zdarzają się również ludzie mniej
otwarci na drugiego człowieka i chęć poznawania świata).
Fajnie znów mieć takie uczucie, że ma się dziadków. Nie narzekam, bo takie jest życie. Jedni odchodzą, aby inni mogli przyjść na świat. Chińczycy żyję jednak naprawdę długo. Podobne sposobem na to jest ich medycyna i zdrowa dieta.
Poza dziadkami i najbliższą
rodziną Erici, poznałam również jej ciocie oraz wujków, którzy zabrali mnie na
magiczną ziołową herbatę. Muszę Wam powiedzieć, że w smaku jest wręcz
obrzydliwa, ale jako lekarstwo pomaga w detoksykacji organizmu oraz wpływa
pozytywnie na układ odpornościowy.
Jaki był ten czas? Cudowny! Ze
wspaniałymi, przemiłymi ludźmi i fantastyczną kuchnią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz