środa, 28 grudnia 2016

Lokalny rynek i szkoła gotowania


Chiński rynek był dla mnie wielką atrakcją i rozrywką.  Ja sama również byłam atrakcję, ale dla innych :) Zrobiłam sobie mnóstwo zdjęć z lokalnymi mieszkańcami. Mało kto w ogóle interesuje się ich istnieniem, nie wspominając już o tym, żeby ktoś próbował się o nich czegokolwiek dowiedzieć.

W moim przypadku było inaczej. Postanowiłam pokazać im swoje zainteresowanie nimi oraz fascynację, której nie mogłam opanować. Cały czas robiłam zdjęcia, śmiejąc się  z lokalnymi handlarzami. Cały rynek nagle zaczął krzyczeć i bić brawa. Wszyscy wykazywali entuzjazm a moje zachowanie ewidentnie było dla nich czymś nowym i stanowiło swojego rodzaju oderwanie o codziennej rutyny. 

Idąc rynkiem nagle krzyknęłam, ponieważ przechodząc przy jednym ze stoisk wyskoczyła z pojemnika w moim kierunku krewetka. Wokoło zapanował śmiech :D Nawet ja zaśmiałam się sama z siebie. Później jeden z lokalnych handlarzy wypuścił w moim kierunku rybę – dosłownie jak w grze, w którą grałam będąc dzieckiem. Polegała ona na tym, aby nacisnąć żabie ogon po czym wyskakiwała do przodu. Osoba, której żaba wyskoczyła najdalej wygrywała. 

Później poznałam pana, który wytłumaczył mi wszystko o produktach, które sprzedaje. Był to doskonały handlarz, który doskonale wiedział jak się co gotuje, jakie co ma właściwości i w jaki sposób dany produkt wpływa na zdrowie.

Po prostu facet na medal! Wzorzec idealnego handlarza. Jeżeli chce się coś sprzedać trzeba doskonale znać swój produkt i wiedzieć o nim wszystko! Tylko wtedy jest się wiarygodnym. Przykłady takich osób powinny być lekcją dla wielu osób, które oferując jakiś produkt nie mają o nim zielonego pojęcia.

Dzięki niemu odkryłam lokalne lekarstwo na odporność. Chodzi o specjalnie przygotowywany czosnek, który przez dwa tygodnie leży w specjalnym urządzeniu przeznaczonym właśnie do tego rodzaju czosnku.

Jest to dość drogie urządzenie, ale ja dostałam wyjątkową cenę :) Mam szczęście spotykać na swojej drodze wyjątkowych ludzi. Później razem z Jose kupiłyśmy specjalne produkty do moich nowych przepisów kulinarnych. Ostatnio nauczyłam się gotować wiele nowych potraw. Niestety nie znam na to polskich nazw, ale sama zaczynam się już uczyć co można połączyć z czym, jak co smakuje i czy coś jest owocem czy warzywem. To był naprawdę produktywny dzień. Nowe przepisy, nowe potrawy i nowa wiedza. Jestem naprawdę wdzięczna rodzinie Ling za to, że otoczyła mnie swoją troską i wysłała ze mną Jose, która mnie w to wszystko wprowadziła.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz