Ostatnio wyczułam językiem, że mam krostkę w ustach. Gdyby babcia żyła pewnie skomentowałaby to mówiąc "znów się gdzieś całowałaś na mrozie". Rzeczywistość wygląda jednak inaczej. I zdecydowanie mniej przyjemnie.
Ostatnio zaniechałam swoich standardowych obowiązków związanych z dbaniem o zdrowie, mam tu na myśli uzupełnianie witamin. Poza tym wprowadzałam drastyczne zmiany w diecie i na efekty nie musiałam długo czekać. A przecież mam świadomość, że osoby z usuniętym choćby niewielkim fragmentem jelita powinny zawsze pamiętać o suplementacji witamin. Oczywiście krótsze jelito ma swoje plusy – wieczny detoks przez szybki metabolizm można docenić :) Ale jest też druga strona tej sytuacji – szwankuje wchłanianie i w większości witaminy oraz minerały wydalamy zamiast je skutecznie wykorzystać. Na szczęście ratuje nas możliwość suplementacji. Inaczej grozi nam wiele przykrych skutków w tym właśnie afty, które zaczęły mi dokuczać. Osoby takie jak ja, żyjące z chorobą zapalną jelit cierpią na nie częściej. A przyjemnie nie jest – w końcu to wrzodziejąca zmiana śluzówki. Jego przyczyną może być brak witaminy B12, kwasu foliowego czy żelaza (Pod tymi niedoborami muszę się podpisać obiema rękoma). Do listy przyczyn dołączają też zaburzenia hormonalne, stres, osłabienie, dieta (tak, tak, pod tym też się podpisuję), antybiotyki a czasem może to być zwykłe przygryzienie.
Co tu dużo mówić całować sie na razie nie będę. Gorąca zimowa herbatka też mnie chwilowo nie będzie cieszyć. Trzeba wrócić do witamin i pozbyć się kłopotu. Pomysł z ich odstawieniem chyba nie był taki fantastyczny.
Macie jakieś sugestie co jeszcze mogę zrobić żeby afty nie rozwinęły się w duże zmiany?